Andrzej Czyżewski
nauczyciel geografii, podstaw przedsiębiorczości,
biznesu i zarządzania oraz (kiedyś) informatyki
a także wicedyrektor 1998-2006 i 2011-2023
Moja nieprosta droga do „czwórki”
Nie potrafię precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie: Ile lat przepracowałem w czwórce? Mój kontakt ze szkołą zawiązywał się „na raty”.
Pierwszy raz trafiłem do IV LO jako nauczyciel w 1982 r. Pani prof. Urszula Raths-Pietrucień, nauczycielka geografii, musiała odbyć miesięczną kurację w sanatorium. Zwróciła się o pomoc do swojej byłej uczennicy (a wtedy już mojej żony), która pracowała w Instytucie Geografii UMK. Ja w tym czasie pracowałem w studenckim biurze podróży Almatur. Środek stanu wojennego, nie można było bez specjalnej przepustki pojechać do sąsiedniego miasta a organizacja imprez turystycznych dla studentów… Niemożliwe. Nie miałem nadmiaru zajęć w pracy. Krótko mówiąc dyrektor Tadeusz Hałat podpisał ze mną umowę na zastępstwo i przez cały wrzesień prowadziłem lekcje geografii w IV LO. Pomogło mi to podjąć ważną życiową decyzję – od grudnia tego roku pracę w Almaturze zamieniłem na posadę nauczyciela w Szkole Podstawowej w Grzywnie.

Drugie spotkanie z IV LO to rok szkolny1983/84. Nie pamiętam już z jakiego powodu, ale pracując w Grzywnie jednocześnie uczyłem geografii w „czwórce” w jednej lub dwu klasach. Od września 1992 r. (do trzech razy sztuka) ilość klas w szkole stała się tak duża, że przez kolejne lata, oprócz pracy w podstawówce, znowu uczyłem geografii w kilku oddziałach IV LO.
Dopiero w roku 1996 IV LO w Toruniu stało się moim pierwszym miejscem zatrudnienia. Rozpocząłem pracę jako nauczyciel geografii i informatyki (po drodze ukończyłem studia podyplomowe z informatyki na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu).
Od tej pory cały czas związany jestem z naszą szkołą. I przez cały czas największą satysfakcję w pracy sprawia mi bezpośredni kontakt i relacje z uczniami, którym „się chce”. Nie dotyczy to tylko zajęć przedmiotowych, ale przede wszystkim wielu projektów i aktywności realizowanych poza lekcjami.
Zanim do szkół wprowadzono przedmiot podstawy przedsiębiorczości, kilka lat wcześniej zaczynaliśmy edukację ekonomiczną w IV LO realizując program „Ekonomia Stosowana”. Uczniowie tworzyli w szkole Miniprzedsiębiorstwa, które miały za zadanie wyprodukować i sprzedać za prawdziwe pieniądze towar lub usługę. Różnorodności produktów, jakie przez kolejne lata pojawiły się na rynku szkolnym, nie powstydziłby się mały market.
Koszulki i bluzy z logo szkoły – to raczej oczywiste pomysły. Różnego rodzaju drobna biżuteria, długopisy z nadrukiem, kauczukowe opaski na przegub ręki – tego także można było się spodziewać. Jednak były też wyroby ekskluzywne np. wytwarzany własnoręcznie papier czerpany albo metalowe róże, powstające z aluminiowych puszek po napojach. (Przepraszam moje koleżanki, które w tym czasie uczyły w szkole chemii – przez wiele godzin konsultowały pomysły na najlepszy klej do produkcji papieru czerpanego.)

Fantastyczne wspomnienia to także wyjazdy i wyjścia z wychowankami mojej klasy B, uczestnikami zajęć fakultatywnych z geografii lub programów unijnych. Były wyprawy dalsze (np. Wiedeń i Bratysława) ale atrakcje odkrywaliśmy też koło Chełmna, Chełmży, Unisławia a nawet na Barbarce i na Winnicy - 200 m od szkoły.



Wreszcie szaleństwo Potyczek Klas Pierwszych i wielka gala wg pomysłu i autorstwa moich wychowanków, kiedy zwycięskiej klasie wręczono nie Oskara, ale całkiem niczego sobie Tadeusza.
Cieszę się bardzo, że nadal mogę spotykać się z tymi, którym „się chce”.


