To jeden z najwybitniejszych pisarzy XX wieku. Dlaczego Joseph Conrad nie używał polskiego nazwiska?
Jego książki pojawiają się na niemal każdej liście 100 największych dzieł światowej literatury. On sam pochodził z polskiej rodziny, ale wszyscy znają go pod obcym nazwiskiem. Czy ten genialny pisarz nie chciał być Polakiem?
Józef Teodor Konrad Korzeniowski, lepiej znany światu jako Joseph Conrad, urodził się w 1857 roku w Berdyczowie, na terenie zaboru rosyjskiego. Jego rodzice, Apollo Korzeniowski i Ewa z domu Bobrowska, należeli do polskiej szlachty, pozbawionej ziemi po powstaniu listopadowym.
W domu, w którym wychowywał się przyszły pisarz, silne były tradycje patriotyczne. „Polak, katolik, szlachcic. Apollo i Ewa pragnęli, by nigdy nie zapomniał o tych trzech rzeczach” – pisze w biografii Conrada amerykańska historyczka związana z Uniwersytetem Harvarda, Maya Jasanoff. O ich oddaniu dla sprawy polskiej świadczy trzecie imię nadane synowi – Konrad. Zaczerpnęli je z dzieł Mickiewicza. Zwłaszcza ojciec aktywnie włączał się w walkę o odzyskanie niepodległości. Rodzina matki, z wujem Tadeuszem Bobrowskim na czele, zachowywała wobec powstańczego „szaleństwa” nieco większy dystans.
Zanim Józef w wieku 17 lat na stałe opuścił polskie ziemie, zdążył dobrze poznać los pozbawionych swojego państwa rodaków. Towarzyszył ojcu na zesłaniu w Wołogdzie, skąd w 1863 roku rodzina przeniosła się do Czernihowa. Tam dwa lata później zmarła matka literata. Ojca też stracił wcześnie – w 1869 roku. Odtąd jego najbliższym krewnym i opiekunem był wuj Tadeusz.
To właśnie brat matki w 1874 roku wyraził zgodę na przeprowadzkę Józefa do Marsylii. „Wyjazd Korzeniowskiego z Polski to najgoręcej dyskutowany moment zwrotny jego biografii” – przyznaje Zdzisław Najder, który zagłębiał dzieje życia autora „Lorda Jima”. Jednocześnie jednak podkreśla, że nie należy przeceniać tego faktu.
Niezwykła była co najwyżej kariera, którą wybrał sobie młody Korzeniowski. Postanowił zostać… marynarzem. I przez następne 19 lat, do stycznia 1894 roku, faktycznie pracował na statkach – najpierw francuskich, a następnie brytyjskich. Na pokładzie tych ostatnich zdobywał też kolejne stopnie, do kapitańskiego włącznie.
Zwiedził przy okazji lwią część świata. Wrażenia z tych podróży nie opuściły go do końca życia, co dobrze widać w jego prozie, zwłaszcza „Jądrze ciemności”, nawiązującym do doświadczeń pisarza z wyprawy w głąb Wolnego Państwa Konga.
Ponad dekadę po wyjeździe, w 1886 roku, Conrad podjął starania o uzyskanie brytyjskiego obywatelstwa. Wuj namawiał go do tego od lat. „Raz jeszcze powtarzam, co w poprzednim liście pisałem: iż siedząc w Londynie dla examenu najstosowniej by było starać się jednocześnie o naturalizację i raz z tym przecie skończyć” – pisał do Józefa. I dodawał: „O Twoją skórę chodzi”.
Tadeusz przez cały czas zabiegał o to, by jego siostrzeniec zrzucił ciężar rosyjskiego poddaństwa. Wciąż wisiało nad nim widmo wieloletniej służby wojskowej. Obywatelstwo obcego państwa byłoby jego zdaniem dobrym zabezpieczeniem dla Korzeniowskiego. Już wcześniej próbował uzyskać dla niego paszport austriacki lub szwajcarski, plany te spełzły jednak na niczym.
I tak 18 sierpnia 1886 roku Conrad został Brytyjczykiem. „Podaniodawca jest osobą bardzo szacowną i godną posiadania świadectwa” – raportował przeprowadzający z nim wywiad sierżant policji John Weston. Uzyskując wymienione świadectwo, z przebywającego nielegalnie za granicą poddanego cara stawał się podopiecznym największego mocarstwa świata, pełnoprawnym obywatelem jednego z najbardziej liberalnych i oświeconych krajów Europy.
Na ostateczne zrzucenie więzów łączących go z Rosją Korzeniowski musiał jednak jeszcze poczekać. Z poddaństwa zwolniony został dopiero 31 marca 1889 roku. Odpowiednie rozporządzenie wydało wówczas carskie ministerstwo spraw wewnętrznych.
W tym czasie Korzeniowski podjął jeszcze jedną ważną decyzję. Pod koniec lat 80. XIX wieku zaczął pisać swoją pierwszą powieść, „Szaleństwo Almayera”. „Zmienił imię i nazwisko, a także narodowość. Pisał po angielsku, nie po polsku” – podkreśla Maya Jasanoff w książce „Joseph Conrad i narodziny globalnego świata”.
Dlaczego wychowanek polskich patriotów zdecydował się na tworzenie w obcym języku? On sam później twierdził, że to wynik naturalnej „skłonności”:
Prawda jest taka, że moja właściwość pisania po angielsku przyszła mi tak łatwo jak pierwsza lepsza wrodzona skłonność. Mam szczególne a niezachwiane poczucie, iż ta właściwość była zawsze nieodłączną częścią mojej istoty (…).
Korzeniowski już od lat nasiąkał brytyjską kulturą, mówił, pisał, a nawet zaczynał myśleć w języku poddanych królowej Wiktorii. „Tak na morzu, jak na lądzie mój punkt widzenia jest angielski” – notował. Nie ulega też wątpliwości, że był przywiązany do nowej ojczyzny: „Kiedy mówię, piszę lub myślę po angielsku, to słowo »Dom« zawsze oznacza dla mnie gościnne brzegi Wielkiej Brytanii” – przyznawał w liście do znajomego już w 1885 roku.
Równie naturalnie musiało przyjść mu podjęcie decyzji o umieszczeniu na okładce pierwszej książki zmienionego imienia i nazwiska – Joseph Conrad. Choć, na co zwraca uwagę Maya Jasanoff, mogły się na nią złożyć też inne względy. Na Wyspach na przełomie XIX i XX wieku pojawiało się coraz więcej imigrantów i nie wszyscy byli przyjmowani z otwartymi ramionami. „Słysząc nazwisko »Korzeniowski«, Brytyjczycy nie pomyśleliby w pierwszej chwili o bohaterskich polskich bojownikach o wolność, ale raczej o Żydach” – opowiada amerykańska badaczka.
Prawdziwą sławę Korzeniowski zyskał dopiero po wielu latach. Z początku jego książki, choć dobrze oceniane przez krytyków, nie zdobyły większej popularności. Przełomem okazała się wydana w styczniu 1914 roku powieść „Gra losu”. „Nagle 54-letni pisarz dorobił się swojego pierwszego bestsellera” – referuje Maya Jasanoff.
Na tym etapie mało kto pamiętał o pochodzeniu uwielbianego autora. Informacja ta czasem zaskakiwała… nawet fanów jego twórczości. „Wiedziałem, że Joseph Conrad nie było jego prawdziwym nazwiskiem – w każdym razie nie w całości. Później przypomniałem sobie, że wiedziałem, że był Polakiem. Ale wówczas znajdowało się to zupełnie poza moim umysłem” – pisał w 1920 roku podczas wizyty w Krakowie George Palmer Putnam.
A jak na zagadnienie zapatrywał się sam Conrad? Twierdził, że nie należy wnioskować, iż stał się Anglikiem. Spotkawszy po latach przyjaciela z młodości, Konstantyna Buszczyńskiego, przypomniał nawet, że ojciec tego ostatniego mówił mu: „Będziesz żeglarzem. Ale gdziekolwiek statki cię nie zaniosą, zawsze pamiętaj, że jesteś Polakiem i że wrócisz do Polski”. „Nigdy nie zapomniałem” – dodał podobno na koniec swojej opowieści pisarz.
Choć do końca życia mieszkał na obczyźnie – zmarł w 1924 roku w angielskim Bishopsbourne, gdzie mieszkał z żoną i synami – nie wyzbył się śladów polskości. Zachował silny akcent. „Nie mógł wymówić dwóch słów po angielsku bez zdradzania, że nie jest to jego ojczysty język” – przyznał jego znajomy, Ernest Dawson – „wymawiał słowo used jako dwie sylaby, coś jakby usit”.
O polskim pochodzeniu przypominał także paszport pisarza, wystawiony na Konrada Korzeniowskiego. Jego grób, który znajduje się na cmentarzu przy katedrze Canterbury, to już jednak świadectwo dwóch połączonych tożsamości.
Na nagrobku widnieje cytat z „The Faerie Queene” Edmunda Spensera (…). Nad cytatem małymi czarnymi literami napisano: „Joseph Teador Conrad Korzeniowski”. Angielski Joseph Conrad wdarł się między imiona, jakimi ochrzczono go w Polsce: „Józef Teodor Konrad Korzeniowski”. „Teodor” napisano z błędem.
Bibliografia:
- Maya Jasanoff, Joseph Conrad i narodziny globalnego świata, Wydawnictwo Poznańskie 2018.
- John G. Peters, The Cambridge Introduction to Joseph Conrad, Cambridge University Press 2006.
- Joseph Conrad. Interviews and Recollections, red. Martin Ray, Palgrave Macmillan UK 1990.
- Zdzisław Najder, Życie Conrada-Korzeniowskiego, Tower Press 2000.
Źródło: facet.onet.pl/joseph-conrad-dlaczego-nie-uzywal-polskiego-nazwiska/wrr2j2r